Modernizm i moderniści - ks. dr Andrzej Dobroniewski

Książki Domu Wydawniczego "Ostoja" » Nowości|Książki Domu Wydawniczego "Ostoja" » Wolnomularstwo, walka z Kościołem Katolickim

Cena:34.00

rok wydania 2024 (pierwsze wydanie ukazało się w 1911 r.)
z dodatniem: Encyklika Piusa X Pascendi Dominici gregis (O zasadach modernistów)
format A5
str. 203
Wydawca: Dom Wydawniczy ''Ostoja''
ISBN  978-83-65102-32-4

 

Spis treści

Wstęp

I. Z dziejów ruchu modernistycznego
1. Przed encykliką Pascendi
2. Po encyklice
II. Co to jest modernizm?
1. Modernistyczna filozofia religii
2. Wiara modernistów
3. Teologia modernistów
4. Historia i krytyka modernistów
5. Apologetyka modernistów
6. Modernistyczne reformy
7. Pojęcie modernizmu
8. Nazwa modernizmu
III. Źródła modernizmu
1. Źródła zewnętrzne
2. Źródła wewnętrzne
IV. Ocena modernizmu
1. Modernizm w świetle wiary
2. Modernizm w świetle wiedzy
3. Reformizm
Zakończenie
Literatura

Dodatek od wydawcy 2024: Encyklika Piusa X Pascendi Dominici gregis (O zasadach modernistów)
Plan encykliki
Część I. Analiza doktryn modernistów
Modernista-filozof
Modernista-wierzący
Modernista-teolog
Modernista-historyk
Modernista-krytyk
Modernista-apologeta
Modernista-reformator
Wniosek z pierwszej części
Część II. Przyczyny modernizmu
Część III. Środki zaradcze
Zakończenie encykliki

 


Wybrane fragmenty książki:

 

Modernizm nie powstał i nie rozszerzył się w jednej chwili. Wiele błędów tego rodzaju znajduje się już w pismach teologów sprzed lat kilkudziesięciu, a nawet spotkały się prawie wszystkie z potępieniem to biskupów, to Soboru Watykańskiego, to papieży Piusa IX i Leona XIII. Zasługa Piusa X polega głównie w tym, że poszczególne błędy, które dotąd nosiły zwyczajnie nazwę liberalnego katolicyzmu, zebrał w jedną całość i uwydatniwszy ich charakter niezgodny z katolicyzmem, chrześcijaństwem i religią, pokazał jasno wszystkim katolikom w ogóle, a profesorom katolickim w szczególności, czego w tym względzie mają się trzymać. Wobec tego ukazanie się encykliki Piusa X trzeba uważać za wypadek pierwszorzędnego, a nawet przełomowego znaczenia w dziejach modernizmu i około niego grupować inne dotyczące tej sprawy.

s. 11

 

Czy modernizm jest naprawdę czymś tak nowym i modnym, jak zdaje się wskazywać jego nazwa? Nic nowego pod słońcem — można i tutaj powiedzieć. Już św. Paweł przestrzegał przed modernizmem, kiedy pisał do Tymoteusza (I, 6, 20–21): „O Tymoteuszu, strzeż tego, coć powierzono, warując się niezbożnych nowości słów i odporności fałszywie nazwanej umiejętności, którą niektórzy obiecując odpadli od wiary”. Ilu było w ciągu wieków twórców herezji, tylu — rzec można — było już modernistów, bo wszyscy ci kacerze odrzucali jakąś dawną naukę i głosili nową, a zawsze pod pretekstem podawania czegoś odpowiedniejszego i lepszego. Wyznać jednak trzeba, że nigdy ta żądza nowości nie wystąpiła tak silnie i gwałtownie w imię wszystkich haseł nowoczesnych: wolności, oświaty, cywilizacji, kultury, nauki, postępu itp., jak w czasach ostatnich, że nigdy przedtem nie objęła tyle naraz dziedzin nauki i życia i nigdy może przedtem nie ogarnęła tyle osób duchownych i świeckich; dlatego słuszniej niż kiedy indziej otrzymała nazwę modernizmu, a dzisiejsi nowatorzy nazwę modernistów. Kto i kiedy po raz pierwszy użył tego wyrazu odnośnie do katolicyzmu postępowego i jego zwolenników, dokładnie oznaczyć nie można. Loisy przypisuje autorstwo katolikom, natomiast niektórzy pisarze katoliccy twierdzą, że pierwsi moderniści włoscy zaczęli się sami tą nazwą przechwalać. Czy tak czy owak było, to w każdym razie trzeba powiedzieć, że nazwa „modernizm” bardzo dobrze się nadawała dla tego kierunku, o którym mówimy i nie dziw, że szybko i powszechnie się przyjęła. Inne nazwy jak liberalny katolicyzm, loasyzm, ewolucjonizm już tak dobrze nie charakteryzują tego nowoczesnego kierunku religijnego, bo pierwszy jest właściwie tylko poprzednikiem modernizmu, drugi jest kierunkiem co prawda przywódcy modernistów, ale jednego tylko, trzeci oznacza główny punkt w nauce modernistów, ale nie jedyny; natomiast nazwa „modernizmu” najlepiej odpowiada temu kierunkowi, który za wszelką cenę, za cenę samej prawdy i moralności pożąda tego, co nowe, postępowe i modne.

s. 61-61

 

Obecnie, mając na względzie głosy modernistów, jakoby pojęcie wiary immanentnej miało silny punkt oparcia w nowoczesnej psychologii, pragnę zwrócić uwagę na to, że rzecz ma się raczej przeciwnie, że raczej istnieje niemożliwość psychologiczna religii i wiary bez podstaw rozumowych. Może to brzmieć bardzo ponętnie, że religia nie jest teorią, spekulacją, filozofowaniem, „rozwiązywaniem sprzeczności”, że jest siłą uczucia i mocą woli, siłą i mocą władającą całym życiem religijnym człowieka i objawiającą się w gorącej miłości Boga i bliźniego. Zapytać się jednak trzeba, czy taka siła, taka moc wielka uczucia, może powstać i istnieć bez silnych podstaw i zasad teoretycznych, które trzeba wpierw poznać, zapamiętać sobie i nieraz przypominać. Uczucia ufności, poddania się, miłości itp. są owocem, są kwiatem religii, nie są jej istotą; łatwo opadają, gdy przyjdą burze namiętności i nieszczęść, jak opadają kwiaty, gdy silniejszy wiatr zawieje. Siła życiowa drzewa tkwi w korzeniu i pniu, a tymi są dla religii niewzruszone prawdy teoretyczne, które jedynie usposobieniu religijnemu mogą dodać siły i mocy, a nawet opadłe już kwiaty uczucia znowu przywrócić. Gdy uczucie religijne samo sobie zostawione i nie kierowane rozumem, to albo wyrodzi się w fanatyzm, który jest parodią religii, albo po jakimś czasie zgaśnie jak lampa, której braknie powietrza i paliwa i ustąpi miejsca zupełnej bezreligijności. Licznych przykładów na jedną i drugą ostateczność dostarcza historia. Sentymentalizm religijny dostateczny jest, aby przekonać tych, którzy go posiadają, o istnieniu w nich duszy dobrej, czułej, pięknej, lecz jest on religią bez obowiązku, karmioną pięknymi słowami i pragnieniami, jest widmem religii. „Religia — pisał Newman jeszcze jako protestant — sprowadzona do samego uczucia jest dla mnie marzeniem sennym, chimerą. Czym miłość synowska bez istnienia ojca, tym pobożność i uczucie bez uznania Istoty najwyższej”.
Podobnie silna i wytrwała energia woli do pełnienia obowiązków religijnych pochodzić może tylko z silnych przekonań i zasad teoretycznych, które woli wskazują motywy działania i cel, do którego ma zdążać. Woluntaryzm czy pragmatyzm o tyle tylko może tu mieć zastosowanie, o ile w dążności woli naszej do tego co dobre, cnotliwe, pożyteczne, niepewny jeszcze sąd rozumu co do podstaw teoretycznych doznaje pomocy i podpory, wynikającej z tego słusznego przypuszczenia, że dobre owoce nie mogą pochodzić ze złego drzewa.
Jeżeli modernizm ze swej zasady immanencji religijnej wyprowadza wniosek o rozdzieleniu wiary i wiedzy, to my na podstawie dotychczasowych uwag musimy taki rozdział uznać za niemożliwość psychologiczną i poniżenie religii. Jakże bowiem moglibyśmy wierzyć w coś, jeżeli nie wiemy, czy jest. Uczuciem i wolą mogę pragnąć, życzyć sobie, żeby coś było — ale życzyć sobie np., żeby był Bóg, nie jest jeszcze przekonaniem o Jego rzeczywistym istnieniu. Tego rodzaju rozdział u tego samego człowieka między głową a sercem, między wątpieniem a przekonaniem, między „tak” rozumu a „nie” uczucia — to sprzeczności nie do przyjęcia ze stanowiska logiki i psychologii. Na pozór wydawać się może najprostszym i najlepszym rozwiązaniem kwestii stosunku wiedzy do wiary, gdy się pierwszą przydzieli rozumowi, a drugą uczuciu, w rzeczywistości jest to rozwiązanie najgorsze, bo skazuje na zagładę i jedną, i drugą. Według nauki Kościoła między prawdziwą wiarą i prawdziwą wiedzą nie ma i być nie może sprzeczności, bo jedna jest tylko prawda i jedno źródło, z którego wypływa.

s. 88-89