Antysemityzm a kwestia żydowska - Adam Boryna

Książki Domu Wydawniczego "Ostoja" » Żydzi, judaizm

Cena:14.00

rok wydania 2020 (pierwsze wydanie ukazało się w 1907 r.)
format A5
str. 43
Wydawca: Dom Wydawniczy ''Ostoja''
ISBN  978-83-65102-22-5

 

Fragmenty książki:

Nie trzeba chyba dowodzić, że antysemityzm właściwy, o jakim wyżej mowa, jest przeżytkiem odległych epok historycznych, jednym z tych atawistycznych instynktów, nad którymi winien panować każdy człowiek rozsądny i oświecony. Nic nam nie daje prawa zasadniczo uprzedzać się do całej rasy i kwalifikować jednostki ludzkie jedynie na zasadzie ich pochodzenia, nie zaś zasług i zalet osobistych; nie można nie przyznawać, że żydowskie pochodzenie Heinego lub Spinozy nie przeszkodziło im być typami ludzkimi o wiele wyższymi od przeciętnych jednostek z tłumu chrześcijan, nie wolno wreszcie rzucać na Żydów ryczałtowego potępienia za wady, będące wynikiem rozproszenia i poniżenia, w jakich żyli od wieków, bo i co do siebie samych przewidzieć nie możemy, do jakiego stopnia mogłaby spaczyć nasz charakter dalsza niewola, której ujemne skutki moralne i dziś już dają się na nas zauważyć w stopniu bardzo wydatnym.

Antysemityzm należy zatem zwalczać, tak jak zwalczamy zabobony i przesądy, nie znajdujące rozumowego uzasadnienia, a korzeniami swymi tkwiące w mrocznej przeszłości. Są wprawdzie optymiści, którzy twierdzą, że uczucie to jest naszemu społeczeństwu obce, że objawy jego u nas niemal nie istnieją, optymizm taki jednak wydaje mi się mocno przesadzonym. Na fakt istnienia wrodzonej niechęci do rasy żydowskiej nie należy oczu zamykać, sprawiedliwość wszakże nakazuje skonstatować, że niechęć ta nigdy nie przybierała u nas, jak gdzie indziej, postaci nienawiści i fanatyzmu. Antysemityzm nasz, w porównaniu z antysemityzmem innych, bardziej krewkich i mniej tolerancyjnych narodów, odznaczał się zawsze i odznacza do dziś dnia pewną dobrodusznością, polega na traktowaniu Żyda raczej ze strony humorystycznej, na wydrwiwaniu jego śmieszności i okazywaniu mu nieraz daleko idącego lekceważenia, nie posuwa się jednak niemal nigdy do prześladowania lub krzywdzenia materialnego i fizycznego. Wszelkie w tym względzie wyjątki były zawsze i są do dziś dnia bardzo rzadkie. Nie twierdząc bynajmniej, by deptanie w Żydzie ludzkiej godności nie mogło być nieraz nie mniej bolesnym od krzywd realnych i by nie zasługiwało również na surowe potępienie, konstatuję tylko fakt, zdaniem moim niewątpliwy, że zabarwienie polskiego antysemityzmu jest na ogół łagodne i że nie ma w nim najmniejszego, tak często gdzie indziej spotykanego odcienia krwiożerczości lub fanatyzmu.

(s. 10-11)

Kwestii żydowskiej niepodobna stawiać jedynie na gruncie niechęci lub odrazy rasowej, bo stanowisko takie mocno zaciemnia jej istotne znaczenie, a wprowadzając do jej oceny niebezpieczny czynnik uczuciowych uprzedzeń, może stać się przyczyną tak szkodliwego w każdym starciu fałszywego sądu o siłach i charakterze przeciwnika. Dla antysemity kwestia żydowska istnieje tylko o tyle, że ma on wstręt do stykania się z Żydem, który jest dla niego istotą bezwzględnie antypatyczną, niższego i godnego pogardy gatunku; dla polityka trzeźwego będzie ona przeciwnie tym bardziej palącą, im wyższego będzie on o Żydach mniemania, im bardziej będzie sobie zdawał sprawę z tych cech ich charakteru, które im zapewniają w walce o byt przewagę.

Nie mniej od antysemityzmu szkodliwy jest asemityzm, czyli nieuznawanie istnienia kwestii żydowskiej, odmawianie jej wszelkiego politycznego znaczenia na tej zasadzie, jakoby Żydzi, różniąc się od nas głównie tylko wyznaniem, nie stanowili jakiegoś odrębnego od reszty ludności naszej żywiołu i prędzej czy później musieli zlać się z nią w jedną całość. Dla asemity wszelkie poruszanie kwestii żydowskiej, wszelkie zwracanie uwagi społeczeństwa na jakąkolwiek sprzeczność pomiędzy wytycznymi naszej narodowej polityki a politycznymi dążeniami Żydów, wszelkie nawoływania do baczności tam, gdzie dążenia te mogą grozić nam pewnym niebezpieczeństwem, wydają się jedynie nieprzebaczalnym nietaktem politycznym, szkodliwym drażnieniem Żydów i utrudnianiem asymilacji, której tryumf jakoby głównie zależał od naszego rozsądku i umiarkowania w manifestowaniu naszych uczuć narodowych.

Stanowisko takie jest dobrowolnym łudzeniem się; jest to widzenie rzeczy takimi, jakimi się je widzieć pragnie, nie zaś takimi, jakimi są one w rzeczywistości.

(s. 12-13)

Świadomość przynależności do tego lub innego narodu wykwita na tle pewnego całokształtu warunków historyczno-politycznych jako fakt z dziedziny psychologii społecznej, jako zjawisko duchowe, dla którego czynniki realne w rodzaju wyżej wymienionych grają wprawdzie bardzo ważną lecz nie decydującą rolę. O istnieniu zatem pewnej odrębnej całości narodowej stanowi zasadniczo tylko wewnętrzne poczucie narodowe jednostek, które się do niej zaliczają, solidaryzowanie się ich z historią i odrębnymi na przyszłość dążeniami danego narodu, branie przez nie udziału w tym życiu, którym żyje duch narodowy, będący wyrazem patriotycznych aspiracji całego szeregu pokoleń. Dla powstania organizmu społecznego zwanego narodem niezbędne są wprawdzie wieki życia historycznego, cementującego dążenia poszczególnych jednostek i łączącego je we wspólnej dla wszystkich patriotycznej świadomości, skoro jednak taki cement się wytworzy, skoro powołany zostanie do życia i obejmie szerokie kręgi duch narodowy, mogą rozpaść się i zniknąć wszystkie te czynniki, które pierwotnie na owo życie historyczne się składały, a naród pomimo to istnieć nie przestanie, dopóki żyć będzie duch, odrębność jego uosabiający, to jest dopóki jednostki, w skład narodu wchodzące, związku z tym duchem nie wyrzekną się dobrowolnie.

(s. 15-16)

Żydzi nie tylko stanowią naród odrębny i zupełnie uświadomiony, lecz nadto są nacjonalistami w jak najzachłanniejszym słowa tego znaczeniu, w najbardziej konsekwentny sposób uprawiającymi politykę narodowego egoizmu. To, że jednocześnie zdają się być najbardziej zawziętymi wrogami nacjonalizmu i zwalczają go z całą namiętnością swego wschodniego temperamentu, nie powinno bynajmniej zakrywać nam oczu na fakt powyższy. Jest to tylko dowodem, że nacjonalizm innych narodów jest dla nich niedogodny i że pragnęliby zachować dla siebie monopol w tym względzie.

(s. 18)

[...] Dziwny ten na pozór objaw tłumaczy się z jednej strony tymi korzyściami, jakie dla Żydów przedstawia kosmopolityczny charakter socjalizmu, pozwalający im żywić nadzieję, że zwarte i silne swą jednością narodowe organizmy, wśród których żyć im przychodzi w rozproszeniu, z czasem utracą swą spoistość i staną się pod względem narodowym bierną i bezkształtną masą, zgoła dla nich nieszkodliwą — z drugiej zaś strony tym, że Żydów w socjalizmie pociąga nie jego cel ostateczny, w którego urzeczywistnienie ogromna ich większość, zwłaszcza zaś klasy bogate i oświecone, zgoła nie wierzą, lecz niemal wyłącznie sam proces walki klas, skutecznie uzupełniający rozkładową robotę kosmopolityzmu. Instynktowne w znacznej części sympatie Żydów dla socjalizmu płyną głównie z pobudek polityczno-narodowych, z przeświadczenia, że rozdział społeczeństw cywilizowanych na dwie wrogie i bezwzględnie zwalczające się klasy musi niesłychanie wzmocnić polityczne stanowisko tych, którzy z rozdziału tego potrafią należycie skorzystać.

Daleki oczywiście jestem od twierdzenia, by żydowscy przywódcy i twórcy socjalizmu głosili swą teorię w sposób świadomie obłudny, nie ulega wszakże wątpliwości, że stali się oni mimowolnym i bezwiednym wyrazem geniuszu rasy swojej i jego nienawiści do tego cywilizacyjnego gruntu, który nie jest wytworem ich własnej historii, na którym muszą czuć się obcymi, ledwie tolerowanymi przybyszami.

Od dawna zacząwszy sobie zdawać sprawę, że gromadzące się w społeczeństwach dzisiejszych antagonizmy muszą doprowadzić do wybuchów ludowej niechęci przeciw kapitałowi i jego przedstawicielom, obawiając się, by te wybuchy nie zwróciły się przede wszystkim przeciw nim samym, jako żywiołom najmniej produkcyjnym i reprezentującym kapitał ze strony najbardziej ujemnej, Żydzi, po części świadomie, po części wiedzeni polityczną intuicją, chwycili się najzręczniejszej w ich położeniu taktyki i przyczyniając się do wzrostu wewnętrznej niezgody w społeczeństwach, wśród których żyją, stając wszędzie po stronie ekonomicznie upośledzonej większości, zdobywając sobie w ten sposób wdzięczność i uznanie tej ostatniej, opromieniwszy się aureolą szermierzy postępu i zasad społecznej sprawiedliwości, stworzyli sobie to oparcie polityczne, ten grunt pod nogami, którego im tak bardzo dotąd brakowało.

(s. 19-20)

Łatwo jest zrozumieć, jak niebezpieczną i szkodliwą w tych warunkach jest już sama obecność w społeczeństwie naszym licznego żywiołu, obcego pochodzeniem, tradycjami i składem umysłu, odmiennie czującego i inaczej od nas rozumującego, z innego punktu widzenia ujmującego każde z najwyżej obchodzących nas zagadnień. Nawet wówczas, gdyby żywioł ten był na ogół przyjaźnie usposobiony dla naszego narodowego interesu i interes ten szczerze popierał, aspiracje jego do odgrywania zbyt czynnej i wpływowej roli w naszej polityce musiałyby przez nas być uważane za czynnik ujemny, wprowadzałyby bowiem do niej chwiejność i rozdwojenie, jako nieunikniony wynik odmiennej psychologii. Żaden z historycznie zorganizowanych narodów świata nie mógłby patrzeć chętnym okiem na zbyt znaczny wpływ najżyczliwszych nawet cudzoziemców na jego politykę, a wszakże Żydzi, którzy narodowości swej się nie wyrzekli i pozostali Żydami, są dla nas niewątpliwie cudzoziemcami, obcymi przybyszami. Zastrzeżenie to nie dotyczy oczywiście tych Żydów, którzy zachowali jedynie swe wyznanie, pod względem wszakże historyczno-politycznym w zupełności zlali się z naszym narodem, przyjęli jego ideały i dążenia. [...]

(s. 24-25)

Jest to zupełnie zrozumiałe: dążenia nasze są dla nich całkowicie obce; byłoby najwyższym błędem łudzić się, że długie wieki współżycia w jednym kraju wywołały jakąkolwiek wspólność w poglądach i ideałach społeczeństw polskiego i żydowskiego lub że zdołały spoić nas ze sobą bolesne dzieje ubiegłego stulecia. Musimy jasno zdawać sobie sprawę, że dla ogółu społeczeństwa żydowskiego jest rzeczą najzupełniej obojętną, kto w kraju naszym rządzić będzie: Rosjanie, Niemcy czy Polacy, że na sprawę tę zapatrują się oni wyłącznie pod kątem własnego narodowego interesu, że obchodzi ich ona tylko o tyle, o ile wchodzi tu w grę prawdopodobieństwo większych lub mniejszych korzyści, jakie by stąd specjalnie dla Żydów wynikały.

(s. 29-30)

Kto dziś u nas nie daje się brać na lep rzekomo „postępowych” frazesów, kto nie stał się powolnym narzędziem w rękach ukrytego za parawanem wszechludzkich ideałów, lecz dobrze świadomego swych celów nacjonalizmu żydowskiego, kto obcym pozostał płytkiemu doktryneryzmowi i, zachowawszy zdrowy zmysł polityczny oraz silne, nietknięte uczucia narodowe, staje w obronie tego stanowiska, jakie w granicach zajętego przez narodowość polską etnograficznego obszaru jej tylko wyłącznie może się należeć, ten przez potężny odłam pseudo-polskiej opinii i prasy jest najokropniej spotwarzany i znieważany; na głowę jego sypią się zarzuty najczarniejszego wstecznictwa i ideowego pokrewieństwa z rosyjskimi „czarnymi sotniami” i z „prawdziwymi rosyjskimi ludźmi”.

 

Dla insynuowania pokrewieństwa tego ukuto nawet specjalny termin: „prawdziwy Polak”. Co do mnie, sądzę, że etykieta powyższa nie tylko nikomu nie ubliża, lecz że przeciwnie, winniśmy ją uważać za wysoce zaszczytną i że będąc Polakiem winno się nim być naprawdę, gdyż szczere uczucia narodowe właściwe są każdej jednostce normalnej, a brakuje ich tylko ludziom samolubnym, którzy nie sięgają poza najbliższe interesy osobiste, albo też doktrynerom, których pojęcia uległy chorobliwemu wypaczeniu [...]

(s. 33-34)

Tylko wejście do środka naszego społeczeństwa wielkiej ilości powierzchownie zasymilowanych, a w istocie wrogich nam nacjonalistów żydowskich i spowodowane tym niezwykle silne postępy likwidacji polskości jako politycznego czynnika, mogły wywołać ten smutny fakt, że samo słowo „narodowiec” stało się dziś u nas nazwą partyjną, do której systematycznie bałamucona i znieprawiana część własnego naszego narodu żywi jakąś obłędną i chorobliwą nienawiść. Wszak do ostatnich czasów narodowcami byliśmy wszyscy, kto zaś ideałów narodowych się wyrzekał, na tego opinia powszechna wskazywała jako na renegata i zdrajcę zarówno dla wszystkich drogiej sprawy.

(s. 37)

Nie myślę zaprzeczać, że stanowisko polityczne, jakie Żydzi w ostatnich czasach w kraju naszym zajęli, musi wrogo względem nich usposabiać polskie żywioły narodowe: ta brutalna, zaciekła a bezwzględna i nieprzebierająca w środkach walka, jaką prowadzą oni z naszym ruchem narodowym, z jednej strony obrażając uczucia i ideały ogromnej większości naszego społeczeństwa, z drugiej zaś — tępiąc wszelki ślad tych uczuć w tej jego części, która dostała się w sferę ich wpływów, ten stopień udziału, jaki biorą w dezorganizującej i znieprawiającej życie nasze anarchii, wreszcie coraz bardziej wzrastający, a wyraźnie ujawniony w czasie ostatnich wyborów separatyzm, wszystko to każe nam bezwarunkowo widzieć w Żydach wrogów politycznych, z którymi energiczna walka jest konieczna. Jednakże ta niechęć względem Żydów, jako przeciwników politycznych, nie ma nic wspólnego z antysemityzmem, pojmowanym jako uprzedzenie rasowe. Dla antysemity Żyd pozostawać będzie zawsze istotą niższą i nienawistną bez względu na swe stanowisko w naszym życiu publicznym, gdy tymczasem Polak-narodowiec zwalczać musi Żyda szkodzącego w jego oczach polskości, tak samo jak walczy z niemieckim hakatystą lub biurokratą-rusyfikatorem — nie przeszkadza mu to jednak widzieć brata w każdym szczerym Polaku bez względu na jego wyznanie. I jeżeli antysemityzm jest czymś, głęboko tkwiącym w instynktach, co z trudnością tylko wykorzenić się daje, to przeciwnie niechęć względem Żydów, czerpiąca swe źródło w walce politycznej, jest w zupełności zależna od postawy zajętej przez społeczeństwo żydowskie i mogłaby zniknąć bez śladu, skoroby tylko ta postawa uległa zasadniczej zmianie.

(s. 38-39)

[...] Sprawiedliwość każe przyznać, że Żyd, który się do narodowości naszej nie poczuwa i uznaje swą przynależność do narodu żydowskiego, ma zupełne moralne prawo postępować tak, jak mu interes tego narodu dyktuje. Ale z drugiej strony mamy także i my nie tylko prawo, ale bezwzględny obowiązek dbać zawsze o interes własnego narodu i bronić tego interesu ze wszystkich sił naszych.

(s. 39)

Natomiast, protestować przeciw stanowisku tych Polaków, którzy uważają za swój obowiązek zwalczanie odrębnych wpływów żydowskich w polityce naszego kraju, mogą tylko ci spośród Żydów, którzy żydowskiego poczucia narodowego się nie wyzbyli; jeżeli zatem Żydzi tacy nazywają się Polakami, jest to z ich strony podyktowaną wyrachowaniem obłudą, a ten lub inny stosunek do sprawy polsko-żydowskiego antagonizmu, powstałego na tle nie rasowym, lecz politycznym, jest istotną miarą szczerości lub nieszczerości uczuć polskich u tak zwanych zasymilowanych Żydów.

(s. 42)